Musical "Doktor Żywago" w OiFP Białystok był skazany na sukces. To wyjątkowo efektowna produkcja, wykorzystująca możliwości gmachu. Krzysztof Dombek uczynił z muzyki Lucy Simon epickie, świetnie brzmiące dzieło - pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.
Epicka opowieść o miłości niemożliwej, z wielką historią w tle, czyli „Doktor Żywago” w wersji przedstawionej na scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej nic nie traci ze swojej dwoistości. Sceny historyczne, to przede wszystkim sceny zbiorowe, niektóre niezwykle pomysłowe, inne zaś ukazujące grozę i prawdziwe oblicze rewolucji. Uczuciom autorzy poświęcili pięknie zaśpiewane songi. Początek musicalowej historii to opowiedziana w telegraficznym skrócie historia małego Jurija, którego przygarnęła pod opiekę rodzina Gromieków.
W mgnieniu oka młodziutką Tonię, która wielbi wiersze uczniaka, zastępuje odziana w białą suknię szczęśliwa narzeczona. Jednocześnie mała Lara widzi, co robi z jej matką mecenas Komarowski, by chwile później stanąć na jej miejscu. Zabieg to ze wszech miar udany. W życie i elit i biedoty wkrada się przedrewolucyjny zamęt. Kiedy wybucha wojna, ogarnięci rewolucyjnym szałem żołnierze zastrzelą dowódcę. To dopiero początek rozlewu krwi dla idei. Żywago po powrocie z frontu zobaczy scenę egzekucji w szpitalu, uprowadzony do lasu przez czerwonych partyzantów, będzie świadkiem strzelania w tył głowy. O ile ta ostatnia porusza dosłownością, to scena „szpitalna” jest jedną z najmocniejszych i najbardziej kreatywnych, a jednocześnie symbolicznych w tej inscenizacji. Widzowie podczas premiery brawami nagrodzili wjazd lokomotywy, ale dużo ciekawsze wrażenie robi wykorzystanie ruchomych podestów i zapadni przy przedstawianiu szpitala polowego. I właśnie scena zbiorowa z konwulsyjnie wijącymi się siostrami, jakby walczącymi z wszawicą, budzi choreografią lekkie zdziwienie.
Za to kiedy w drugim akcie na scenie wyrasta potężny brzozowy las, nawet laik domyśli się dlaczego gmach opery jest taki wysoki. Pomysłów inscenizacyjnych jest sporo, zwłaszcza, kiedy dobrze prowadzeni aktorzy musicalu potrafią dzięki obniżonemu poziomowi fragmentu sceny, odegrać przechodzenie między peronami na stacji kolejowej. Musical to oprócz niezbędnego aktorstwa, tu szczególnie potrzebnego, bo sporo jest scen mówionych, to także melodie, brzmienie, powracające motywy.
Mam nieodparte wrażenie, że gdyby nie pasja i olbrzymia praca Krzysztofa Dombka, „Doktor Żywago” nie brzmiałby tak fantastycznie, jak dzieje się to w gmachu przy Odeskiej. Autor pełnej orkiestrowej instrumentacji momentami z nie najciekawszych motywów czyni wręcz epickie frazy godne wielkich dzieł z gatunku muzyki filmowej. Tej orkiestry chce się słuchać, podobnie jak chóru i oczywiście solistów.
Spośród mogących stać się przebojami songów wykonywanych przez solistów, pierwszy pojawia się dopiero po dobrej pół godzinie od rozpoczęcia spektaklu. Kiedy Agnieszka Przekupień grająca Larę przejmująco śpiewa „Gdy muzyka gra” zamaskowani tancerze, jakby mrugający okiem do widza, który pamięta, że Damian Aleksander, czyli tu znakomity Wiktor Komarowski, zaś poprzednio Upiór w operze, grał właśnie tę postać. Później uzupełnianie songów tancerzami, moim zdaniem, niewiele wnosi do ogólnego wizerunku spektaklu. Poszukując wyraźnych motywów słuchacz może zatrzymać się dopiero przy piosence „W domu tym”.
Rewelacyjnie rozpisana na głosy – od Jakuba Wąsińskiego w roli Saszy poprzez Tomasza Madeja jako Aleksandra Gromieko i wreszcie Rafała Drozda w roli Żywago. Dzięki dynamicznej interpretacji znakomitej orkiestracji porywa „Decyzja”, z tekstem o odpowiedzialności, jaką za rodzinę przyjmuje tytułowy bohater musicalu. Drugi akt porusza serca pieśnią „Jest on”, powraca też motyw „W domu tym”, jeden z najbardziej wyrazistych w sferze muzycznej.
I wreszcie najmocniejszy wokalnie punkt programu, kiedy do głosu dochodzą Drozd, Aleksander i kreujący rolę rewolucjonisty i komunistycznego siepacza Tomasz Bacajewski. Śpiewają pieśń zakochanych w Larze, kiedy dołączają do nich Przekupień i Monika Ziółkowska jako Tonia, zakochane w Żywago i śpiewają w pięcioro w sposób absolutnie fantastyczny. To nie „Zdziwienia nie ma w tym”, ani „Tam, gdzie czeka czas” są najmocniejszymi pieśniami ale właśnie „Miłość cię znajdzie” zbiera burzę oklasków. Jest za co bić brawo. Białostocki „Doktor Żywago” urzeka potęgą scenografii, świetnymi kostiumami i oczywiście idealnie wybraną obsadą premierową. Dzięki mocnym scenom i dobrym dialogom pokazuje zarówno bezsens wojny, jak i szaleństwo rewolucji. I miłość – wbrew przykazaniom i sakramentom, ale jakże piękną.
Recenzja "Doktora Żywago" w Kurierze Porannym
Fotorelacja z premiery Michała Hellera: